Pociąg do historii - portal historyczny miasta Marki

facebook.com instagram.com twitter.com youtube.com

Satyra na kapitalizm w Markach - 1910

metryczka wpisu
fb.com:
opub.:2019-11-21, 15:42
data powiązana:1911-01-05
tagi:Pod zaborami
Wycinki prasowe-Marki
Fabryka Briggsów

Sprawa o kradzież ekstrementów z przędzalni Braci Briggs, była opisywana w Nowej Gazecie z 17 listopada 1910 roku w notatce "Pańskie oko konia tuczy". Trochę szerzej omówiono sprawę w Kurierze Porannym w notatce, także z 17 listopada 1910 roku, "Co robotnik ukradł fabrykantowi Briggsowi?".

Gazeta Robotnicza z 5 stycznia 1911 roku poświęciła tej sprawie więcej uwagi zamieszczając notatkę "Satyra na kapitalizm" i oraz własny komentarz.

Satyra na kapitalizm.
W pismach warszawskich czytać można było w tych dniach o następującej sprawie sądowej.
W pewną noc majową roku zeszłego stróże nocni w przędzalni Briggsa w Markach w Królestwie Polskiem spostrzegli, że były robotnik tej fabryki, obecnie posiadacz kawałka gruntu, podjechawszy do fabrycznych miejsc ustępowych, zaczerpnął tam nieco zawartości i chciał ją ze sobą uwieźć.
Stróże własności prywatnej pana Briggsa ujęli złyczyńcę. "Kradzież" musiała zostać ukaraną. Miljonowa firma Briggsa pociągnęła robotnika do odpowiedzialności sądowej za "kradzież mienia fabrycznego". Sąd skazał "złodzieja" na sześć tygodni więzienia. Skazany nie mógł się jednak z wyrokiem pogodzic. Odwołał się do zjazdu sędziów pokoju. Tłómaczył, że do głowy mu nie przyszło, aby skradziony "przedmiot" mógł mieć jakąkolwiek wartość, gdyż w razie przeciwnym, nie usuwanoby go do Wisły, jak się to praktykuje w Warszawie. Oskarżony dowodził dalej, że jakkolwiek prawo karne zna kradzież przedmiotów bezwartościowych, lecz tylko o tyle, o ile te mają dla poszkodowanych wartość pamiątkową; trudno było przypuszczać, że przyswojony przedmiot posiada taką wartość dla Briggsa. Wreszcie skruszony "złodziej" prosił o uniewinnienie, wyrażając gotowość zwrócenia całej "rzeczy ukradzionej" w naturze lub względnie jej wartość w gotówce.
Zbadani świadkowie ustalili, że w ogóle przedmiot ukradziony niema zbytu w Markach, a p. Briggs płaci nawet pokaźną sumę za usuwanie tego produktu z terenu fabrycznego.
Nic nie pomogło. Obrońca prawny p. Briggsa domagał się kary dla "złodzieja": w ustroju wymiennym wszelka wina musi być zmazaną przez karę. I sąd drugiej instancji potwierdził wyrok pierwszej. Za wywiezienie ekskrementów robotników p. Briggsa "złoczyńca" odsiedzi sześć tygodni w więzieniu!
Gdyby jakiś przyszły humorysta chciał pisać satyrę na stosunki kapitalistyczne, trudno byłoby mu o wdzięczniejszy temat. Czyliż prawo stojące na straży własności prywatnej, mogło pozostawić bezkarnem przyswojenie sobie własności p. Briggsa, skoro ten tak przy swojem prawie obstawał?!
Wyłania się jednak pytanie: a gdyby swe prawo do własności złożonych przez się u p. Briggsa ekstrementów zgłosili sami robotnicy? Cóż rzekłby na to sąd? Niewątpliwie, byłby powstał niesłychanie zawiły i trudny do rozstrzygnięcia spór prawny. I trwałby może, jak to się stało z pewnym niedawno zakończonym sporem z XVI go wieku, parę stuleci.

Antoni Widomski

Źródło: Gazeta Robotnicza. nr 2, (5 stycznia 1911)

Deklaracja Dostępności

BYCHOWSKI - projektowanie stron internetowych - Marki, Warszawa